Autor: Iza Lamik
Chciałam starszego brata! Naprawdę bardzo marzyłam o mądrym, cierpliwym, silnym starszym kompanie do zabaw. Żeby mógł mnie podsadzić gdy nie mogłam dosięgnąć do półki, albo gdy trzepak był za wysoki. I żeby zamiast mnie rozmawiał z tymi większymi dziećmi w przedszkolu, które zabierały mi kredki, akurat te najbardziej potrzebne… I powtarzałam mamie, że rodzeństwo musi być starsze, bo młodsze nie ma sensu i raczej kojarzy się z utrapieniem… Ale mama się uparła, że nie da się starszego i że na pewno będzie fajnie i że malutkie będzie i śliczne i w ogóle. Tata przytakiwał radośnie, ciesząc się, że nie życzę sobie roweru, bo mama mogłaby mieć problem… Na koniec tych trwających wieczność oczekiwań dostałam nie dość, że młodsze rodzeństwo, to jeszcze w dodatku siostrę!
Jakby tego było mało, to urodziła się dwa dni przede mną, więc już zawsze będziemy się dzielić imprezą urodzinową i będziemy miały wspólny tort. A nie była moją bliźniaczką, ani nawet nie dostałam jej jako prezent urodzinowy. No nic się nie zgadzało, klapa po całej linii. Hah! W dodatku, gdy siostra przyszła na świat, ja akurat chorowałam na “świnkę”, więc czułam się źle, miałam szyję posmarowaną jakimś okropnym mazidłem i w ogóle świat mi się kończył, ja umierałam, a moi rodzice skołowali sobie nowe dziecko! Moje kilkuletnie wyczekiwanie na cud, zwieńczył istny dramat!
Wyobrażacie sobie beznadzieję sytuacji, gdy ma się wizję nieskończoności z jakimś pomarszczonym płaczkiem u boku? Jakoś zupełnie nie przychodziło mi do mojej kilkuletniej główki, że to stworzonko leżące w kąciku nie pozostanie w takiej postaci na zawsze, że będzie wodzić za mną wzrokiem, uśmiechać się rozbrajająco, nauczy się wypowiadać moje imię i będzie ciągle mnie wołać. Nikt mi nie powiedział, że będzie mnie naśladować w uroczo nieudolny sposób doprowadzając mnie do bólu brzucha ze śmiechu. Że będzie wszystko chciała robić ze mną i będzie za mną płakać gdy wyjadę. A potem będzie mi rysować obrazki przedstawiające głównie gałęzie i będzie mi tłumaczyć, że to są wielbłądy na spacerze. Że będziemy zakładać podobne sukienki, żeby wyglądać “do kompletu”. Że nauczy się śpiewać piosenkę o pieskach i będzie z dumą mi ją prezentować. Ja będę cierpliwie słuchać, bić brawo i udawać, że nie słyszę, jak bardzo fałszuje. Wkrótce niezliczona ilość plastelinowych ludzików zamieszka w pudełkach pod moim łóżkiem. A gdy w któreś wakacje pozostawione w upale w samochodzie, zleją się w jednolitą masę, będę pomagała je odtworzyć, chociaż nie cierpię lepienia z plasteliny. I tak jakoś śmigają lata…
Zupełnie nie wiadomo kiedy wyrosła wyższa ode mnie. Zaczęła być rodzinną specjalistką od mody i designu. Po studiach nie da się jej już przegadać. Co prawda miałyśmy kilkuletnią rozłąkę z powodu mojej wyprowadzki z domu, ale dla nas obu był to bardzo intensywny czas osobistego rozwoju.
Jako dorosłe osoby, zupełnie świadomie postanowiłyśmy współpracować. Co z tej współpracy wychodzi można obserwować na bieżąco. Chyba (póki co) wszystko między nami działa. 😉 Praca idzie naprzód, rzeczy się dzieją po naszej myśli.
Gdyby w dzieciństwie ktoś mi powiedział, że będziemy coś razem współtworzyć, to (pomijając fakt, że nie wiedziałabym co to dokładnie znaczy) zapewne dostałabym drgawek i dłuuuugo zapłakała! A teraz? Teraz nie wyobrażam sobie, że zamiast mojej SIOSTRY miałby być jakikolwiek starszy brat. No i jak ja bym z nim o pierdołach przez telefon rozmawiała…? Albo wymieniała się sukienkami? No jak? Starsi bracia może i są super, ale moja młodsza siostra jest NAJLEPSZA NA ŚWIECIE!
Bez odbioru!